Do Barcelony docieramy późnym wieczorem, przechodzimy z terminala T2 tunelem prowadzącym do stacji kolejowej i kupujemy bilet T10 który umożliwia 10-krotny 75 minutowy (~10 EUR) przejazd dowolnym środkiem transportu. Jest to najtańsza opcja przemieszczania się, dodam że wieloosobowego po mieście. Nam ten bilet wystarcza na dojazd do pociągiem i metrem do mieszkania i powrót na lotnisko.
Mieszkanie zarezerwowaliśmy przez AIRBNB, jest to świetna opcja jeżeli chcemy znaleźć coś taniego a zarazem wygodnego w ścisłym centrum miasta. Nasza miejscówka usytuowana jest w dzielnicy La Barceloneta. Niewielki cypel poprzecinany jest gęstą siatką ulic i zabudowany 4-5 piętrowymi kamienicami. Jak dla mnie jest to najbardziej urokliwa część miasta, po jednej stronie ograniczona jest plażą miejską a po drugiej przystanią, w której cumują ogromne bardzo luksusowe jachty i to wszystko dopełnia duża ilość ciekawie urządzonych kawiarni i restauracji. Interesującym doświadczeniem jest zobaczenie jak wygląda mieszkanie w jednej z tutejszych kamienic, podobnie jak w przypadku ulic klatki schodowe i korytarze są niezwykle wąskie i klaustrofobiczne, jednak zdecydowanie jest to dobre miejsce do życia.
Do mieszkania docieramy po północy i od razu ruszamy zobaczyć jak wygląda życie nocne Barcelony. Zaczynamy od plaży na której kupujemy piwa od hinduskiego sprzedawcy, który niezmordowanie rozwozi je przez całą noc na swoim rowerze . Generalnie o tej porze nie ma zbyt wielu osób na ulicach, dopiero wokół nadbrzeżnych klubów widzimy prawdziwe tłumy czekające w długich kolejkach do wejść.
Po powrocie idę do toalety i byłaby to ostatnia rzecz jaką bym chciał tutaj opisać, gdyby nie fakt że zamknąłem drzwi na klamkę i nie mogłem ich z powrotem otworzyć! Klamka chodziła w górę i w dół a drzwi pozostawały zamknięte na głucho. Z pomocą przyszedł mi Norweg, który był jednym z lokatorów mieszkania. Przy pomocy noża odkręcił klamkę od swojej strony, następnie Sławek podał mi nóż przez maleńkie okno w toalecie i odkręciłem również klamkę po swojej stronie. Okazało się że uszkodził się mechanizm wewnątrz zamka i śruba w środku kręciła się w kółko. Zadzwoniliśmy do właścicielki mieszkania, ona również nie była w stanie poradzić sobie z drzwiami i postanowiła zadzwonić na straż pożarną. Straż przyjechała na sygnale w asyście policji i chłopaki od razu przystąpili do wyrywania zamka. Niestety dla mnie był to właśnie moment, który chciałem spożytkować na wzięcie prysznica. Musiałem na pełnej szybkości się spłukać i zarzucić coś na siebie żeby nie zastali mnie w stroju Adama;). Po paru minutach szamotaniny udało im się wyrwać zamek a mi wyważyć drzwi od środka. Nie spodziewałem się takiej przygody już po kilku godzinach od przylotu, ale nie każdemu jest dane zobaczyć miejscowych Bombers w akcji. Po wszystkim podszedł do mnie policjant i kazał się wylegitymować, pewnie sprawdzał czy nie jestem nielegalnym imigrantem ;).
Kolejnego dnia zrobiliśmy długą trasę po mieście, rozpoczęliśmy zwiedzanie od Parc de la Ciutadella, później przeszliśmy pod Łukiem Triumfalnym i doszliśmy do wieżowca Torre Agbar. Niestety nie udało nam się wjechać na górę i nie mogliśmy zobaczyć panoramy miasta. Jednak sam budynek z bliska prezentuje się naprawdę ciekawie i wygląda zupełnie inaczej niż z daleka, więc generalnie warto poświęcić chwilę żeby tutaj podejść. Kolejnym punktem była ikona Barcelony czyli Basilica of the Sagrada Familia. Kościół nie zrobił jednak na mnie dużego wrażenie, głównie z powodu nowo dodanych fragmentów, które swoim stylem zbytnio odbiegają od starszej części. Dodatkowo do budowy używa się współczesnych materiałów jak perforowane blachy, czy żelbetonowe konstrukcje. Obchodzimy budynek do dokoła i ruszamy do Parku Guell. Park wznosi się nad jednym ze wzgórz górując nad miastem. Rozpościera się stąd niesamowity widok na miasto, więc nie żałujemy że nie udało nam się wejść na Torre.
Następnie dochodzimy do kolejnego dwóch wielkich dzieł Gaudiego: Casa Mila i Casa Batllo. Oba z nich są bardzo ciekawa, jednak ich architektura szczególnie Batllo poprzez swoje krzykliwe kolory i bajkowe kształty niebezpiecznie ociera się o kicz. Mają jednak niezaprzeczalnie swój urok i podkreślają charakter miasta, które zrobiło na mnie duże wrażenie. Na zakończenie obowiązkowa wizyta w Zarze, przechadzka La Ramblą, zwiedzanie portu i kolacja na Joan de Borbo. Później zakup miejscowego winka i degustacja na dachu naszej kamienicy.
W poniedziałek rano zbieramy się wcześnie i ruszamy z powrotem na El Prat. Dojazd zajmuje nam stosunkowo długo, szczególnie przedostanie się na terminal T1 więc w pośpiechu docieramy do naszego wejścia na którym zaczyna się właśnie boarding.
Ruszamy do Boliwii!
PRZYKŁADOWE CENY:
2,30 EUR – jednokrotny przejazd metrem/autobusem
10 EUR – karta T10 uprawniająca do 10-krotnego 75 minutowego przejazdu w centrum miasta
4 EUR – panini z sardynkami
36 EUR – obiad dla 3 osób – małże, frytki, sałatka, omlet, paella, świeżo wyciskane soki
10 EUR – pasta neapolitana, oliwki, brushetta
2,95 EUR – butelka wina
0,80 EUR – piwo 0,33L