Wypływamy z Puno i kierujemy się w stronę wysp Uros. Nie są to zwykłe skaliste wyspy tylko wyspy stworzone sztucznie przez człowieka ze specjalnej trzciny totora. Warstwa trzciny ma zazwyczaj około 4 metrów grubości i w ciągu roku wszystkie warstwy są wymieniane na nowe. Domy również wykonane są z trzciny, widać jednak sporo śladów nowoczesnej cywilizacji, na wielu chatkach znajdują się baterie słoneczne, a tubylcy mają telefony komórkowe.
Zatrzymujemy się na jednej z takich wysp, ciekawie zobaczyć tych ludzi i posłuchać o ich historii. Niestety jednak jak dla mnie wygląda to jak kolorowy turystyczny jarmark, po wyjściu ze statku wszyscy jak na komendę wyciągają różne szmatki, figurki i inne pamiątki, które można kupić w całym Peru. Na chętnych czeka również możliwość przepłynięcia się lokalna łódką. Ciekawy natomiast jest surowiec z którego wykonana jest cała wyspa, ponieważ trzcina ta jest jadalna, ma słodkawo-słony smak i jest powszechnie spożywana przez mieszkańców.
Duże wrażenie robi na nas wyspa Amantani, po przypłynięciu odbiera nas nasza gospodyni i prowadzi do swojego domu. Następnie z resztą grupy i przewodnikiem wychodzimy na szczyt wyspy. Po drodze spotykamy parę rodaków, którzy są z Krakowa i na dodatek są dobrymi znajomymi naszego kolegi ze studiów (kolejny raz okazuje się że świat jest bardzo mały ;)).
Po wyjściu na górę widzimy dwa szczyty - na każdym z nich znajduje się świątynia poświęcona przedinkaskim bóstwom: Pachamama i Pachatata. Wychodzimy na obydwa i naszym oczom ukazuje się wspaniały widok na boliwijskie Andy i na całe jezioro.
Po powrocie gospodyni przygotowuje dla nas skromną kolacje, składa się ona z lokalnie uprawianych rośli. Dla mnie jako wegetarianina to super wiadomość, zero mięsa, jednak i tak porcja jest trochę za mała żeby uzupełnić energię po kolejnym intensywnym dniu.