Po około godzinie docieramy do jednego z najbardziej niesamowitych miejsc na świecie, do Solaru Uyuni. Mamy szczęście ponieważ tylko w szczycie pory deszczowej można zobaczyć tzw. "efekt lustra" - część pustyni pokrywa wówczas kilkunastu centymetrowa warstwa wody, w której odbijają się nisko zawieszone chmury. Dodatkowo wrażenie to potęgowane jest przez ogrom pustyni - rozciąga się ona na przeszło 200 km ze wschodu na zachód i na ponad 200 km z północy na południe. Trzeba się nieźle wysilić żeby przy takim krajobrazie dostrzec linie horyzontu.
Zatrzymujemy naszego jeepa, ściągamy buty i wskakujemy do ciepłej solanki. Podobnie jak inni turyści postanawiamy że pobawimy się perspektywą i zrobimy sesję dziwacznych zdjęć, początkowe fotki nie wyglądają zbyt efektownie, jednak szybko zdobywamy nowe umiejętności i robimy kilka świetnych ujęć.
Z powodu wody nie możemy się dostać na wyspę, która stanowi jedną z większych atrakcji. Nawet dobrej klasy samochód terenowy mógłby utonąć, nie trzeba dodawać tego, że przy takich warunkach korozja blachy postępuje błyskawicznie i nie jest to zbyt ekonomiczne dla właścicieli jeep-ów.
Ruszamy dalej i z każdym kolejnym kilometrem pustynia robi się coraz bardziej słucha. Docieramy do wielkiego symbolu Rajdu Dakar wyrzeźbionego z wielkiego kawałka solnej skały i zatrzymujemy się obok pobliskiego hotelu. Robimy tutaj kolejne zdjęcia, a nasz kierowca przygotowuje dla nas obiad ze składników które kupił w Uyuni. Trzeba przyznać że jedzenie jest całkiem niezłe, przed wyborem wycieczki można określić preferowany rodzaj jedzenia, więc dzięki temu znajduje się coś wegetariańskiego dla mnie i wegańskiego dla Michała.
Robimy jeszcze jeden postój, mam już powoli dość zdjęć, zrobiłem ich chyba z 300 i czuje że słońce jest wyjątkowo ostre i że jestem już nieźle przypalony. Nie chcąc ryzykować udaru chowam się do samochodu.
Żeby umilić sobie dalszą podróż po kolei podpinamy nasze tablety i komórki i puszczamy naszą muzykę, zabawa jest przednia. Nawet Jose puszcza kierownicę i buja się w rytm muzyki.
Około godziny 18 docieramy do hotelu...muszę przyznać że hotel to niezwykły, ponieważ w znacznej mierze zbudowany jest z soli. Wykonane z niej są nasze łóżka, stoły w jadalni, nawet część ścian zbudowana jest z solnych pustaków. Podłoga wysypana jest solą, wygląda to niesamowicie i dodatkowo można przyprawić sobie jedzenie kładąc chleb na blacie stołu lub posypując zupę tym co znajdzie się na podłodze;). Przypomina to trochę sytuację gdybyśmy właśnie znajdowali się w jednej z komnat w kopalni soli w Wieliczce.
Wieczorem przy kolacji gramy w Makao, Ben uczy nas grać w Dutch, a Koreańczycy ostatecznie nie wprowadzają nas w tajniki swojej koreańskiej gry, stwierdzając że zajęłoby im to za dużo czasu.
Amplitudy temperatur są bardzo duże, dlatego trzeba mieć przy sobie zapas ciepłych ciuchów. W dzień na pustyni temperatura przekraczała 30 stopni, natomiast gdy wstajemy wcześnie rano oscyluje wokół 0. Dzisiaj mamy do pokonania kilkaset kilometrów aż ostatecznie dotrzemy do Laguny Colorado.